
Recenzja i replika
Pani dr Krystyna Kamińska, z którą jestem od lat zaprzyjaźniony, opublikowała recenzję „Kobiet i Grzesia”. Hm… Naturalnie, jestem Pani doktor wdzięczny za trud przeczytania i wysiłek włożony w sformułowanie wniosków, jakie by one nie były, ale… hm. Właśnie z powodu tego „hm” nie bardzo wiem, jak dylemat rozwiązać, ponieważ recenzja wymagała odpowiedzi. Nie dlatego, że jest krytyczna albo jeszcze jakaś. Wymagała odpowiedzi z zupełnie innego powodu i ja tę odpowiedź napisałem, dlatego, że byłem (i jestem nadal) recenzją Pani doktor zaskoczony. Główny powód zaskoczenia można porównać do sytuacji, w której ktoś pomalował się niebieską farbą dziesięć razy, a ktoś drugi mówi, że widzi żółte i tylko żółte. Nie rozstrzygnę tego, może czytelnicy? Link do recenzji jest tutaj: https://www.wimbp.gorzow.pl/w-bogatym-swiecie/ , a replika poniżej.
Krystyno,
dziękuję Ci za tekst, niemniej czuję się wywołany do tablicy.. Oczywiście, jest to jakaś recenzja, jakiejś powieści. Tylko jakiej? Jeśli, jak umieszczasz w tytule, jest to recenzja KiG (będę się posługiwał skrótem), to jest to zwyczajnie nieprawda, bo wielu rzeczy, które wymieniasz, nie ma w powieści, natomiast są inne, daleko istotniejsze, o których nie wspominasz ani słowem. Do wyjaśnienia tego fenomenu ogromnie przydatne jest wielokrotnie przywoływane w powieści dziełko doktora Weiningera – Ty nie formułujesz ocen na podstawie powieści, a na podstawie swojego jej wyobrażenia, czy też stosunku do niej. A on, podobnie jak „Płeć i charakter”, obarczony jest taką ilością resentymentów, że Twoje: ta powieść taka jest, równa się Weiningera: kobiety takie są. Co do błędu Weiningera: jest on oczywisty, o czym w KiG jest dostatecznie wiele. Co do Twojego błędu: zaraz zobaczymy.
Powieść rozpoczyna się mottem, w którym Paul Ricoeur powiada, że opowieści są refiguracją, prowadzoną w uprzywilejowany sposób, naszego bezładnego i jakżeż niemego życia. A inaczej: są jego zdobieniem. W zestawieniu z tytułami rozdziałów, w większości będącymi odnośnikami do dzieł literackich z konkretną treścią, powinno to czytelnikowi podpowiedzieć, że powieść, którą ma przed sobą, jest zdobioną formą czyichś doświadczeń życiowych. Naiwność pisarza (o czym pisał na przykład William Faulkner) polega na tym, że liczy on, że czytelnik się domyśli. No to się przeliczył, a zaburzenie powstałe na wstępie, w miarę postępu tylko rośnie. Tak też zresztą mówi obecna w powieści matematyka nieliniowa. Zatem treść, która w pierwotnym (i wyraźnie sygnalizowanym) zamierzeniu miała być rodzajem alegorii, być może nieco pastiszem na temat współczesnego świata, została przez Ciebie potraktowana ze śmiertelną powagą, a że chwilami Twoje wyobrażenie nazbyt daleko odbiega od rzeczywistości oryginału – tym oryginałowi jest gorzej. Nagnie się go i tyle. A czym? Przerysowaniem, sarkazmem, cierpkością, spojrzeniem co najmniej kosym. Co też uczyniłaś. Poniżej przykłady.
- „Grześ jest naukowcem, matematykiem” pracującym nad teorią kwantowej świadomości, a nie nad ruchem akcji na giełdzie. Próbuje dowodu, że ilość operacji dokonywanych w ciągu sekundy przez mózg może pozwolić na wygenerowanie w umyśle calutkiego kosmosu. I to jest dopiero rozmach! Natomiast operacje giełdowe są dla niego zajęciem pobocznym i nieco wstydliwym – co sam kilkukrotnie podkreśla. Z pewnością nie jest tak, jak czytelnik z Twojej recenzji wyczyta: Grześ prowadzi badania, aby raz po raz przelewać sobie sto tysięcy.
- Dom nie jest „ogromny”. Jest dostatecznie duży, aby pomieścić w nim mamę, Grzesia, kota, wszystkie kotlety mielone i wszystkie mizerie – tak jest w powieści ujęta idea jego powstania. Określenie „ogromny” jest taką samą kosą manipulacją, jak ta z punktu pierwszego.
- „Kupuje parę najdroższych i najszybszych samochodów” – taka sama manipulacja, dość cyniczna i w Twoich recenzjach powtarzająca się wcale często. Ani to Bugatti, ani to McLaren. Pierwsze dwa kupowane dziewczynom w groteskowych okolicznościach i następny – tak naprawdę mamie, to całkiem zwyczajne auta. Wybryk z Lamborghini spowodowany jest przesądami Grzesia, a Porsche to jego pokrętna chęć dorośnięcia. Dwa ostatnie to auta ze średnio wysokiej półki, ale oba są używane i to mogłoby czytelnika zabawić (bo niby taki bogaty, a chytrus) – ale nie Twoim zdaniem. Twoim zdaniem zabawi go Twoja zabawa kosztem powieści, bo nic innego to nie jest.
- Grześ leci do Misano, gdzie w wyścigu ma startować Miriam, rzeczywiście wynajętym samolotem, ale starannie opisany kontekst tego lotu wyraźnie wskazuje, że nie o lot, ale o kontekst chodziło. Grześ nie ma zielonego pojęcia, że można sobie wynająć samolot, dopóki wiedzy o tym nie dostarczy mu Tomasz, pokiereszowany rozmaitymi operacjami osobisty narzeczony jego mamy. A nie ma pojęcia, bo nieustannie pracuje nad pewnymi zagadnieniami matematycznymi. On jest zajęty, w świecie orientuje się – powiedzmy – pobieżnie i jest zdumiony (co jest bardzo wyraźnie podkreślone), że istnieją takie możliwości. Większość bohaterów powieści najzwyczajniej w świecie pracuje i z pewnością nie są oni, jak kurczowo co chwilę sugerujesz, hedonistycznymi leserami.
- „Ponadto Grześ jest cudotwórcą” – i w tym miejscu nie wiem: śmiać się czy płakać. Opanowanie padaczki Miriam jest efektem ciągnącego się przez kilka rozdziałów procesu tworzenia programu i urządzenia do tłumienia tychże napadów, co robi Grześ, pomaga mu ekipa z Maxa Plancka i w końcu współuczestniczy Karolina. A wzbudzenie procesów regeneracyjnych w mózgu Miriam jest efektem współpracy Karoliny, Andrzeja i Grzesia. Naprawdę tego nie zauważyłaś?
- O mamie: „…miała smażyć kotlety i robić mizerię, tymczasem sprowadziła sobie ukochanego…”. To nawet nie jest nietrafione, to jest zwyczajnie niegrzeczne, ponieważ sposób sformułowania zdania wyraźnie sugeruje Twój stosunek do sytuacji. To pozostawię bez komentarza – prawie, bo ani nie miała, ani nie sprowadziła. Tomasz w życiu mamy obecny był już wcześniej, ogromnie jej i nie tylko jej pomagał, a płytkim uproszczeniem jest odczytywać, że Grześ chciał mieszkać z mamą, żeby mu smażyła kotlety. Nie dostrzegasz ogromnych pokładów czułości między tymi ludźmi? I przede wszystkim: naprawdę nie dostrzegasz, jak ciepła, silna, pełna inspiracji, pomysłowości, chęci pomocy jest mama? To musiała być jakaś inna powieść, którą Ty czytałaś.
- O chorobie mamy: „…ale tutaj choroba – choć śmiertelna – nie jest groźna, bo przecież Grześ i jego kobiety ze wszystkim sobie poradzą”. Nie wiem, do czego doczepić Twoją ironię. Zasady przeprowadzonego u mamy zabiegu operacyjnego Miriam i Grzesiowi wyjaśnia profesor urologii. Są to zabiegi trudne, złożone, ale przeprowadza się je i coraz częściej z powodzeniem. Mam takich pacjentów.
- O Grzesiu: „…bardzo by chciał, aby kobiety realizowały tradycyjny model”. Ty to napisałaś serio? Z przekonaniem, że to w powieści jest? Przypomnę tylko reakcję Grzesia na esej doktora Weiningera, jego przemyślenia po tyradzie, jaką wygłasza Karolina na temat innych niż przewidziane zastosowań urządzenia tłumiącego fale padaczkowe, rozmowę Grzesia z Jerzym na temat ruchów feministycznych. Ręce opadają.
- „…choć kłopoty tu się przezwycięża przez pstryknięcie palcem…”. Nie – przezwycięża się je pracą, czasami żmudną w dochodzeniu do efektów. Z faktu, że bohaterowie nie machają łopatami, nie wynika, że nic nie robią. Mamy dwudzieste pierwsze stulecie.
Tyle byłoby o tym czego w KiG nie ma, a Ty powieści dopisałaś. Pobieżnie, bo właściwie każde zdanie Twojej recenzji cechuje mniejszy, czy większy ładunek manipulacji (mam nadzieję, że nie do końca świadomej), musiałbym zatem wyjaśniać, wyjaśniać, wyjaśniać. Co ciekawe, nie czytelnikom, bo przecież jakieś opinie zebrałem i nawet jeśli nie zawsze pochlebne, to cechujące się pojęciem istoty powieści. Wyjaśniać Tobie. Opuśćmy to zatem, a ja przejdę do tego, czego w Twojej recenzji nie ma, a w KiG jest.
- Nie ma przewijających się przez całą powieść rozważań na temat formowania się ruchów totalitarnych, od nieprzewidzianych konsekwencji feminizmu, poprzez rządy autorytarne i populistyczne, po narodowy socjalizm i stalinizm. Nie ma też o tym, jak temu przeciwdziałać, a w powieści jest (na przykład rozważania na temat postawy Wilhelma Fürtwanglera w czasach narodowego socjalizmu).
- Nie ma o antysemityzmie, który europejskiemu światu towarzyszy od co najmniej kilkunastu stuleci (o czym powieść też wspomina, na przykład we fragmencie o krucjatach), a ostatnio odradza się w coraz bardziej niepokojący sposób. W klubie Grześ, trzymając pistolet w ręku, mówi do narodowca zamierzającego się obrzynem butelki na niego i Miriam: To nie są Kielce, to są Wzgórza Golan. To za trudne?
- Nie ma o tym, że nie żyjemy w najgorszych z możliwych czasów; tutaj w Europie niemal wszyscy umiemy czytać i pisać, oraz mamy, na przykład, ciepłą wodę w kranach. Niektórzy umiejętności wykorzystują do poszerzenia wiedzy o człowieku i świecie, dzięki czemu możemy na przykład opanowywać padaczkę, albo inwazyjnie leczyć wady serca u dzieci jeszcze w łonie matki. Jest o tym w powieści.
- Nie ma o tym, że właściwie każdy konflikt można rozwiązać, jeśli skupić się na korzyściach dla wszystkich, a nie stratach dla niektórych. O tym jest cała powieść.
- Nie ma ani słowa o czułości, z jaką podchodzą do siebie bohaterowie, nie ma o tym, że wybaczają, nie ma o tym, że opiekują się drugimi i stale o nich troszczą.
- Nie ma… Mógłbym tak wyliczać, ale jest to bez sensu. Jeszcze tylko jedno. W powieści wielokrotnie wspomina się (z dużym, należnym jej uznaniem) twórczość Michela Houellebecq’a, w szczególności jego „Serotoninę”. W drugiej części KiG jawnie pojawia się przeciwstawienie niesłychanie depresyjnej, utkanej z emocji złych i często brudnych „Serotoniny”, tej powieści, którą pisze Jerzy (być może, bo tego do końca czytelnik nie wie, to KiG). W opinii Florenta, Miriam i Karoliny powieść Jerzego niezwykle intensywnie przeciwstawia się tamtej, opowiadając o ludziach i zdarzeniach którzy chcieli i nie rezygnowali, nawet jeśli przeszkody wydawały się nie do pokonania – powieść Jerzego (domyślnie – być może KiG) jest swoistą „Antyserotoniną” właśnie.
I zamiast podsumowania, ostatnie zdanie z oceny powieści, pióra prof. Artura Jocza. „Przywołując słynnego „Matrixa”, można powiedzieć, że powierzchnia powieści dostępna jest wszystkim, a jej głębia ma charakter ezoteryczny”. Naprawdę nie sądziłem, że aż tak! Niemniej dziękuję Ci za recenzję – stworzyła mi ona znakomitą możliwość polemiki, a te – rzeczowe – lubię bardzo.
Z pozdrowieniami – Jerzy.
PS: A o co chodzi z tymi wszystkimi pieniędzmi, to zupełnie nie rozumiem.
3 COMMENTS
Thanks for the information https://globalexpress.az/wp-content/pgs/?lichnye_prosyby_nachalynika_vypolnyaty_ili_otkazatysya.html
Useful information thanks https://www.eduvet.ru/club/user/35400/?entityType=LOG_ENTRY&entityId=5817
Thanks for the quality information.