

A jego miłość rozsadzała. Zmodyfikował przebieg doświadczeń, dzięki czemu dostawał aktywnego bakteriofaga wcześniej, dzięki czemu mógł bawić się z Melą dłużej, a ją wkurzać, bo Obet to było teraz co drugie słowo w ustach Meli, dzięki czemu czuła się niedowartościowana, albo właśnie dowartościowana, dzięki czemu… Sama już nie wiedziała, taki miała w głowie zamęt. Wiedziała tylko, że on staje się w jej życiu mężczyzną totalnym na którego nie było określenia. No bo jak? Chłopak, kochanek, tatuś, mąż? Może święty obrazek? Był poza klasyfikacją, którą sobie z dotychczasowych doświadczeń ułożyła i umiała się w niej poruszać jak ryba. Tylko Robert to nie była woda, a jakiś nieznany dotąd żywioł który ją zagarnął i trzymał mocno, bardzo mocno, najmocniej. Rozejrzyj się w tym, dziewczynko – pomyślała. – Rozejrzyj się w tym starannie, dopóki jakieś resztki zdrowego rozsądku ci zostały. Co może być dalej? I nie jutro, ale za rok, a nawet dziesięć lat. Read more „Podróż(4) – Prolog(1/4)” →
Wrócili do laboratorium. Mela była tutaj po raz drugi. Za pierwszym razem nieco onieśmielona, teraz biegała po zwierzętarni od klatki, do klatki. Wszystko jej się podobało. Wszystkie króliki, napychające teraz brzuchy dodatkową dostawą marchewki, wszystkie myszy i szczury, którym też trafiło się ekstra ziarno. Kot chodził za Melą, czasami skakał naokoło niej. Chciała do Roberta na ręce, potem znowu pobiegać, potem znowu na ręce. Wypuszczony z klatki duży królik pobił się z kotem. Kot uciekł. Mela piszczała z zachwytu. Próbowali doprowadzić wszystko do jakiego takiego porządku, aż przegoniła ich ze śmiechem pani z obsługi. Poszli do mamy. Mama napełniała ostatni pojemnik.
– Wracamy? – zapytał.
Spojrzała na niego z enigmatycznym uśmiechem. – Tak, tatusiu. Wracamy. Read more „Podróż(3) – Prolog(1/3)” →
Dwa dni później, po trzeciej stała na przystanku, kilka osób obok. Panamera zahamowała ściśle przed nią, szyba zjechała w dół, zobaczyła Roberta. – Podwieźć?
– Tak – wsiadła z determinacją, żeby dowiedzieć się wreszcie, o co temu facetowi chodzi, poza tym, że chce ją przelecieć. Tego chciał jak wszyscy, ale czego jeszcze? Bo czegoś jeszcze chciał i to czuła wyraźnie. – Na Felczaka, do przedszkola. Pokażę – domknęła drzwi i popatrzyła na niego. – Panie docencie?
– Robert – mruknął. – Mów mi: Robert. W ten sposób unikniemy kłopotów.
– Chyba je zaczniemy – roześmiała się cicho. Zapięła pas.
Panamera ruszyła, aż ją wgniotło w siedzenie.
– Robert – spojrzała – ja wiem, co to facet. Nie musisz zaczynać od zera.
Roześmiał się i zwolnił.
W trakcie jazdy Robert popatrywał kątem oka na Helenę i myślał. Włosy koloru jasnej czerwieni, upięte z obu stron takimi niby warkoczykami, sięgające ramion. Oczy duże, zielonkawe, może szmaragdowe, minimalnie zadarty nosek, chrapki różowe, delikatnie poruszające się w rytm oddechu. Wargi… już on by je wylizał. Parę razy. I sprawdził, co jest głębiej. Jak ona tam smakuje. Helena. Cholera jasna.
Helena stłumiła chichot. Read more „Podróż(2) – Prolog(1/2)” →
Czternasty dzień grudnia to jeden z najkrótszych dni w roku. Najczarniejszych, nawet jeśli w nocy spadło trochę śniegu. O wpół do piątej Robert patrzył za okno. W świetle ulicznych latarń widział płaty błękitnawej bieli, okolone czarną geometrią płaszczyzn układających się jak ścieżki labiryntu – gdyby zmrużyć oczy. Zmrużył. Labirynt tam był, niczym projekcja jego wyobraźni od ponad dwóch lat – bo od ponad dwóch lat błąkał się po swojej wyobraźni niczym po labiryncie nie znajdując, jak dotąd, wyjścia. Westchnął – poza nim nikogo tutaj nie było i mógł sobie pozwolić na chwilę słabości. Dokładnie rok temu postanowił z nią skończyć i słowa dotrzymał – od tego czasu nikt nie ujrzał go bezsilnego wobec samego siebie. Tylko tutaj bezsilność była dozwolona, bo tylko tutaj, otoczony wiszącymi na ścianach fantasmagoriami, przed sobą samym zgadzał się na poluźnienie łańcucha, jakim sam siebie rok temu spętał i nie zdjął na ani jedną chwilę, nawet jeśli, tak jak teraz – u końca nocy – niekiedy pozwalał na głębszy oddech temu komuś wewnątrz. Zabiłby go wiele razy w ciągu tego roku, siedmiu miesięcy i dziewięciu dni, zabiłby z radością, z rozkoszą niemal, gdyby nie konieczność zabicia najpierw siebie. Kilka razy rozważał i taką możliwość, wykończony wyciem i miotaniem się tego uczucia którego nigdy nie rozumiał, któremu były bezwzględnie podporządkowane dwa lata jego życia, które go potem omal nie zagryzło i które w końcu, spętane, zepchnął w najgłębsze zakamarki duszy, żeby go nie słyszeć, wyjącego przez wszystkie noce i wszystkie dni. Słyszał i tak, nawet jeśli mniej. To jedno słowo: Helena. Read more „Podróż(1) – Prolog(1/1)” →
„Zachwyt” był projektem niedobrym. Oczywiście, pozwolił mi poukładać się z samym sobą, ale złych emocji było w nim za wiele. Od lat piszę o relacjach pomiędzy kobietami a mężczyznami. Dlaczego niemal z reguły dzieli ich spora różnica wieku – nie wiem. Być może jest to sposób na odsunięcie starości od siebie samego. Poza tym, takie ustawienie bohaterów rodzi ciekawsze konflikty, a ja nigdy nie wiem, czy będą oni skłonni do ich podsycania, czy gaszenia. Piszę z większą ciekawością, bo z reguły również nie do końca wiem, co oni zrobią, czasami nawet za chwilę. Od paru lat istnieje we mnie przymus opowiadania. Robię to czasami lepiej, czasami mniej dobrze. Nowa opowieść nosi tytuł „Podróż” i nie sądzę, abym go zmienił. Tytuł ma odzwierciedlać pewną fikcyjną podróż, jaką odbędą bohaterowie: w czasie, w emocjach, w zaawansowanej nauce, w mrocznych sprawach współczesnego świata. Czy to wszystko uda się opowiedzieć właściwie – jeszcze nie wiem. Z pewnością będę się starał. Chciałbym nadać zdarzeniom pewną lekkość; kuzyn, w trakcie rozmowy o założeniach do niej powiedział tak: „Chciałbyś, aby miała ona lekkość pianki na lustrze kawy”. Tak, chciałbym, aby taka była, co nie znaczy, że unikać będę gorzkiego smaku tego, co pod pianką. Chciałbym też, aby była dostatecznie barwna, a jednocześnie przejrzysta, aby mogła zainteresować wielu czytelników: tych, którzy lubią romanse, ale tych, którzy lubią przygodę też. Chciałbym sam przy niej dobrze się bawić – oczywiście! Dlatego postanowiłem, że będę ściągał z siebie samego i wykorzystam pomysły, które czytelnicy uznali za dobre. Czy wykorzystam wzorce bohaterów? Trochę pewnie tak, choć relacje pomiędzy nimi będą się wikłać w odmienny niż w poprzednich powieściach sposób, a też realia, w jakich będą się poruszać, będą inne. Niemniej pewne podobieństwa są nieuniknione, choć odmiennie niż było to dotąd. Kuzyn, w trakcie wspomnianej już rozmowy, określił bohaterkę nowej powieści jako „kobietę archetypiczną”. Może być i tak. Read more „Podróż(0)” →
Nie tylko o tym, że niemal wszystkie wiersze są złe. Również o tym, że gdyby było inaczej, poezja przestałaby ewoluować. I o tym, że wszystkie one są poezją.
http://salonliteracki.pl/new/ukryte-znaczenia/1143-niemal-wszystkie-wiersze-sa-zle
Zawartość numeru została omówiona na stronie biblioteki i byłoby nietaktem powtarzać tutaj rzecz już dobrze uczynioną. Do omówienia prowadzi pierwszy link u dołu (po otwarciu trzeba trochę przewinąć), zaś następny bezpośrednio do numeru w pdf-ie. To, co zwraca uwagę: dużo dobrych i bardzo dobrych wierszy, dużo nowych wydawnictw, dużo spotkań. Kilka uwag do własnego eseju (strona 3). Powstał w szczególnym dla mnie okresie, dotkliwie bolesnym, trwającym od kilku miesięcy i trwającym dalej. Być może dlatego jest właśnie taki – pisany pod wpływem osobistego dramatu. Nieuchronnie powstaje pytanie, wyłaniające się zresztą z samego tekstu, czy te dni też są bezcenne. I odpowiedź, którą esej daje również – tak, właśnie dlatego.
Alski
http://www.wimbp.gorzow.pl/?d=61
http://www.wimbp.gorzow.pl/uploaded/IB/74/PegazLubuski_4_71_2017.pdf
Dla mnie to honor i nie lada satysfakcja – publikować wśród najlepszych. Poniżej link do całego numeru i następnie link do pdf-u AFRONT nr 3/2017-poezja. Tam strona 59: Jerzy Alski – „Philip Marlowe – powiedzmy”. O poezji Sławomira Płatka.
https://afront.org.pl/kwartalnik/
https://afront.org.pl/wp-content/uploads/2017/12/afront3-poezja-1.pdf