

„Światy”. Są kontynuacją opublikowanego w marcu „Kto to wszystko pisze?” i zapewne doczekają się następcy, w którym będzie mowa o czasie powieściowym. Przywołując po raz kolejny moją ulubioną teorię wieloświatów Hugh Everetta III i mając za sobą wiele zaskakujących stanów wyobraźni związanych z narracją powieściową niekiedy skłonny jestem uwierzyć, że zawarte we wszystkich opowieściach światy naprawdę gdzieś istnieją.
http://salonliteracki.pl/new/ukryte-znaczenia/1443-swiaty
Karolina z rozmachem zamknęła drzwi wejściowe, weszła do pokoju. Filip czytał. Stanęła przed nim na lekko rozstawionych nogach, przyjrzała mu się z uśmiechem.
– Ty, kochany…
– Co? – Filip podniósł głowę.
– Oddasz mu nerkę?
Filip patrzył na nią przez chwilę. Bez słowa wrócił do lektury.
– Kochanie! – Karolina zaczęła się śmiać. – To będzie interes twojego życia i ja ci to udowodnię!
Nefrolog był zirytowany. Podobnie hematolog. Obaj uważali, że nic nie robienie – zajęcie postawy wyczekującej wobec niepewnych decyzji i niejasnych okoliczności jest niepotrzebnym ryzykiem, nadmiernym – bo teraz Roberta byle katar mógł zabić. Profesor, który nieoczekiwanie zjawił się na konsylium, prosił o kilka dni cierpliwości przy utrzymaniu dotychczasowego reżimu. Być może za te kilka dni transplantolodzy będą mieli co robić, a Robert obejdzie się bez nadmiernej immunosupresji która mogłaby mu zlikwidować do szczętu resztki białych krwinek. Docent Jarmołowicz wziął na siebie rolę objaśniacza rzeczywistości; opowiedział o relacjach między Robertem a Filipem tyle, ile musiał, powiedział o Karolinie tyle, ile miał związanej z nią nadziei, powiedział o sobie samym, że w tym gabinecie nikomu, tak jak jemu nie zależy na uratowaniu Roberta – podniosły się głosy sprzeciwu. Padły propozycje alternatywne i pytania. Kreatynina aktualnie wynosiła cztery i pół, w końcu po nerkach Roberta nawet wspomnień już nie było, a rozpad tkanek, nawet jeśli gasnący, jeszcze trwał. Schemat dializ był realizowany. Robert gubił krwinki czerwone – to było rozwiązywane erytropoetyną i dzięki niej nie pojawiła się konieczność przetoczeń krwi, dodatkowo go immunizujących. Twierdzę, w której Robert był więziony sterylizowano do granic absurdu, hematolog zaoferował więzienie na ich oddziale, teoretycznie lepsze. Po namyśle gremium zgodziło się na dotychczasowe miejsce, ze względu na wdrożone tam wszystkie możliwe procedury ochronne – na hematologii trzeba byłoby od początku robić to, czego teraz wymagał organizm Roberta. No i te wszystkie panny, małe i duże, wędrujące do niego – docent aż zaśmiał się do swoich myśli. Read more „Podróż(28) – Epidauros, akt drugi(8/2)” →
Do opublikowania tego poematu (można go tak nazwać) nakłoniła mnie Anna, a Anna w kwestii poezji jest jak wyrocznia. Dlaczego mnie nakłaniała? Nie wiem i pewnie nigdy się nie dowiem. Nie mam opinii na temat własnej twórczości poetyckiej, pisuję wiersze dla siebie, rzadko je upubliczniam. Ten powstał w 2010 roku, po przeczytaniu (nie waham się użyć tego słowa) dzieła Gustava Rene Hockego „Świat jako labirynt. Maniera i mania w sztuce europejskiej w latach 1520 – 1650 i współcześnie”. Dzieło wywarło na mnie piorunujące wrażenie trwające w niezmienionej postaci do dzisiaj. Było to wrażenie znalezienia się w świecie, którego okruchy widziałem wszędzie, a teraz miałem w ręku opisanie tego świata, mapę, przewodnik, cudownie celne komentarze. Od czasu powstania zmieniłem w nim może dwa słowa i w ubiegłym roku nieco głębiej ingerowałem w ostatnie cztery strofy. Proszę, Anno. Jestem słowny – przecież wiesz. Proszę, czytelniku.
Alski Read more „Hocke” →
– Dam sobie radę. A… słuchaj – zawahała się. – Ta sepsa, to ty? Ta bakteria?
– Tak.
– I co teraz?
– Kocham go.
– A on?
– Kocha mnie.
– Kurwa – mruknęła Karolina. – Trzeba było go prawie zabić, żeby przejrzał. Właściwie same dobre wiadomości. Tylko te nerki. Stracił nerki, tak?
– Tak. Oni tutaj już myślą o przeszczepie.
– Tak? Poczekaj… – Karolina myślała. – To ja się nie wyprowadzam! Muszę pilnować, żeby Filipowi nic się nie stało. Właściwie ja go kocham. Bo czemu nie? – zaczęła się śmiać. – Boże! Jak ja się cieszę!
O ósmej wieczorem docent Jarmołowicz patrzył na ekran komputera. Podniósł słuchawkę wewnątrzszpitalnego telefonu, wybrał numer. Chwilę czekał.
– Robiliście krótką morfologię – powiedział. – Tam jest błąd. Zgubiliście jedno zero.
Chwilę słuchał.
– Jest pani pewna?
Ruch ręki trącej czoło.
– Dziękuję.
Kolejny telefon.
– Pobierzcie Robertowi jeszcze raz krew na morfologię. Jeżeli wyjdzie taka, jak poprzednia, przeniesiemy go znowu do komory u mnie. Tylko tym razem nie po to, żeby nic nie wylazło. Odwrotnie. Żeby nie wlazło. On ma tylko osiemset krwinek białych i są to same limfocyty.
EPIDAUROS – AKT DRUGI Read more „Podróż(27) – Epidauros, akt drugi(8/1)” →