

– Też ci powiedział? O Filipie? – Helena znowu zaczęła płakać. – Noszę w sobie potwora, a kocham drugiego potwora!
– Zapomnij o emocjach. Skup się, proszę. Też się czuję niezręcznie, ale każdy szczegół może być ważny. Im szybciej to ustalimy, tym lepiej. Również dla Roberta.
Helena wysiąkała nos. – Nie, nie wystąpiły. Nic nie mówił.
Docent poklepał ją po ręce. – Przecież wiem, że go kochasz – patrzył na nią niemal z uśmiechem. – Nie wiem, czy sam bym nie zaryzykował. Dla takiej miłości? Ona jest tak samo bezwzględna, jak ta bakteria.
– Ale zabija.
– Przeciwnie – powiedział docent. – Z tą samą bezwzględnością broni. Nawet kosztem samej siebie.
– To jest niesłychanie chwiejna równowaga. Byle drobiazg może ją zburzyć. Przysłowiowy motyl machnie skrzydłami i mamy ropnie wszędzie – konsultujący internista śledził na ekranie wyniki badań. – Trzydzieści tysięcy leukocytów.
– Broni się z niebywałą siła.
– A urolodzy?
– Dreny w obu nerkach – docent Jarmołowicz wstał, zapalił kolejnego papierosa. – I obie funkcjonują coraz gorzej. W aspekcie tego, co sączy się z drenów… – nie dokończył. Read more „Podróż(25) – Epidauros(7/3)” →
Temat nie opuszcza mnie niemal od rozpoczęcia romansu z pisarstwem. Odnoszę wrażenie, że zdarzy się kontynuacja, bo jest jeszcze Jorge Luis Borges ze swoimi refleksjami – nadzwyczaj interesującymi, jest Paul Ricoeur z teorią opowieści fikcyjnej, jest Antoine Compagnon ze swoim „Demonem teorii”. Jest wielu innych. Życzcie mi szczęścia – żeby następne były lepsze.
http://salonliteracki.pl/new/ukryte-znaczenia/1299-kto-to-wszystko-pisze
Jest świąteczny, bo Wielkiej Nocy dotyczy otwierający numer wiersz Tadeusza Zawadowskiego, dotyczą wyznania Jerzego Hajdugi, dotyczy, w dość szczególny sposób, mój esej „Zmartwychwstani”. Ale jest świąteczny nie tylko. Jest również kolejnym przykładem na coraz rozleglejsze drogi po jakich „Pegaz” biegnie, tym razem aż po opowiadanie Tomasza Jastruna i coraz bardziej rozrastający się krąg poetów tutaj publikujących. Poniżej link do numeru, a jeszcze niżej wspomniany esej. Gdyby komuś nie chciało się przewijać pdf-u?
https://www.wimbp.gorzow.pl/wp-content/uploads/2018/03/PegazLubuski_2018-1_72.pdf
Zmartwychwstani
A On wstał z martwych? Cóż, nawet jeżeli…
Wciąż skarżą się melancholijne pola
I wciąż czekają zmarli, jakby chcieli
Wpierw się dowiedzieć, z jakiej mają celi
Być wykupieni; upewnić się, zanim
Wyjdą, czy to więzienie nie jest im mieszkaniem.
Życie… Czyżby było aktem tragicznym? Uświadomione sobie w całej głębi, w rozpostarciu na tkaninie świata, z barwnością, różnorodnością właściwą życiu każdego z nas czyżby takie było? Każdy z nas istotą tragiczną, od pierwszego błysku świadomości aż po ostatni, zawieszony w przestrzeni – jedynie temu służącej, aby odejść?
Tak, ale. Zacznijmy od „tak”, bowiem jest odpowiedzią, zaś „ale” wywiedzionym od niej komentarzem – wywiedzionym z „tak”, któremu owo „tak” nada charakter. Skonstruujmy zatem dowód. Read more „Pegaz Lubuski – marzec” →
Wróciła. Naga, piękna. – Dobrze, idź – powiedziała spadając na niego, zagarniając go, nie pozostawiając niczego poza tym światem który był jej i jego. O krok dalej było nic, a wokół ich dwojga przestrzeń była aż nabrzmiała tym wszystkim co czekało, czego oboje pragnęli dla siebie od siebie do siebie. – Pal sobie. Nie obchodzi mnie.
– Można się aż tak kochać?
– Tak – ręka Heleny na wyłączniku nocnej lampki. – Nie bądź taki… egzaltowany. To tylko ja i ty. Przypadek. Dwie bakterie. Kocham cię.
– A Mela?
– Robert, proszę. Zajmij ją czymś. Poczekaj, poczekajcie na mnie. Ja muszę, to silniejsze ode mnie.
Nawet nie czekała na odpowiedź. Pchnęła kijki, łyżwą podjechała pod wyciąg. – Chodź, Mela – powiedział. – Mama się przechwala. Za rok będziesz lepsza od mamy.
– A ty? – pytanie Meli było rezolutne.
– Ha! Albo jestem lepszy teraz, albo już nigdy nie będę.
Trasa u góry miała dwa odcinki: czerwony i czarny. Patrzył przez lornetkę i biały kombinezon zobaczył u góry na czarnej. Wtedy myślał jeszcze, że ona się popisuje. Helena – jego narkotyczna wizja kobiety, teraz na czarnej trasie narciarskiej o nachyleniu jakieś pięćdziesiąt stopni. Po kilku chwilach już wiedział, że nie – że to nie popis. Jechała z szaloną precyzją i jednocześnie z akrobatycznym wręcz wdziękiem, minimalnie, baletowo wręcz przerysowując ruchy przy hamowaniu, zmianie kierunku, manewrach. Ostatni odcinek pojechała na krechę i roześmiana niemal wpadła na ich dwoje, wpatrzonych w jej sylwetkę jak w ruchomą malowankę – twoja ukochana mama i moja ukochana… ach, miłość taka, jak stąd do nieskończoności. – No? Jaka byłam? Read more „Podróż(24) – Epidauros(7/2)” →
– Dobra – rzucił w niedomknięte drzwi. – Jadę.
Zaparkował pod instytutem, portier go wpuścił, zszedł do piwnicy, z chłodziarki wydobył fiolkę, zamknął drzwi. Jedne, drugie. Kiedy wsiadał do samochodu, zadzwonił telefon.
– Możesz się nie spieszyć. Obrzęk płuc, migotanie komór, potem już tylko asystolia. Serce nie ruszyło, zresztą nie miało już do czego. Ta bakteria zżarła wszystko.
W połowie października pojechał nad morze. Do tego samego hotelu. Przyjechał w piątek po południu, zaciągnął zasłony, powyciągał wszystkie wtyczki z kontaktów, położył na łóżku. Zamknął oczy. Nieustanny młyn w głowie, jaki miał od końca lata, nie zwalniał ani na moment. Teraz też nie. Kij, dajcie mi kij! – zawołał w myślach. Wpakować kij w szprychy tego młyna i wreszcie się wyspać! Zasnąć i nie śnić: o Helenie, o umierającej Lili, o degrengoladzie umierania, o bakterii która była, a której nie było, znowu o Helenie i Meli, jeszcze o Meli, o Filipie zabetonowanym ze wszystkich stron, o Joannie, która jemu miała za złe, że syn nawet przed nią się zabetonował, jeszcze o Helenie, teraz zdradzającej go z kim popadnie, o zadających kłopotliwe pytania audytorach w instytucie, o zapachu na intensywnej, tym samym co w podziemnej zwierzętarni kiedy padły szczury, o obsesjach, o przegranych partiach szachów, o siwiźnie, o teraz już trzech porannych kawach, o więcej niż jednej paczce papierosów, o kolejnym dołożonym łyku inhalatora, o budzeniu się w nocy z krzykiem, że to on, on skonstruował, a potem uwolnił potwora, on, on, o Karolinie… Wstał, nie mógł trafić wtyczką do kontaktu, z telefonem w ręku poszedł do łazienki. Read more „Podróż(21) – Szalka Petriego(6/3)” →