Kobiety i Grześ – pierwszy
Lekarstwo na pandemiczne klimaty. Pigułka captorixu z „Serotoniny” Michela Houellebecq’a, zażywana raz po razie od września ubiegłego roku, na zmianę z korektami „Lotu” który ostatecznie wyszedł w grudniu. Kolejna powieść – „Halucynacja” – leżała skończona i nie miałem co robić. Mimo wszystko będąc ciągle daleko od „serotoninowego” Florenta zacząłem przyglądać się kolejnemu bohaterowi wyobraźni – Grzesiowi. Od Florenta był znacznie ciekawszy i szybko zaczął wykazywać tendencje rozwojowe. No to pisałem, strona po stronie, captorix po captorixie i napisałem tego tyle, że zacząłem się gubić – tyle tam było wątków, bohaterek i bohaterów, bezczelności i prowokacji. Było w tym coraz więcej zabawy, aż zrobiło się poważniej. Niedawno – bo tydzień temu. I wówczas nadeszła chwila zastanowienia – co zrobić z Grzesiem? Przypomniałem sobie przygodę z „Zachwytem”, kapitalne reakcje czytelniczek i czytelników i postanowiłem ją powtórzyć. Panie, panowie – oto „Kobiety i Grześ”. Powieść głupia, ale nie do końca, pisana dla zabawy, ale nie tylko, namawiająca do uśmiechu i chwili zapomnienia. Jeszcze jej logo. Jest to fotografia okładki płyty Leonarda Cohena „Death of Ladies’ Man”, chyba najgorszej płyty Cohena, ale cover photo jest genialne. Jest w tym cały Cohen, ale Grześ też. Fotografię zrobiłem przed chwilą i teraz już zapraszam. Odcinek pierwszy.
Ekspozycja
– Charlie, mamy problem – powiedział i usiadł. Charles opuścił swój obserwacyjny okop na gzymsie kominka, przespacerował leniwie przez zatopiony w mroku salon, usiadł przed nim, spojrzał. Niebieskie ślepia jego najlepszego przyjaciela połyskiwały zatroskaniem, ale i humorem. Charlie miauknął cicho, co mogło oznaczać tylko jedno. Read more „Kobiety i Grześ – pierwszy”