AFRONT nr 1(4)/2018
Nie ma jeszcze nowego „Afrontu” w pdf, zatem refleksje na temat poezji Marcina Królikowskiego zamieszczone w tym numerze zaprezentuję i oddam pod osąd w wersji tradycyjnej. Marcin Królikowski – „Opowieść dwunastopiętrowa – grozy poetyckie”.
Oswajanie grozy
Nieszczęście przysparza przyjaciół.
Wy, którzy wchodzicie, porzućcie wszelką rozpacz.
Dobroci, twoje imię jest człowiek.
Isidore Ducasse, Poezje.
Onegdaj książę de Lautréamont, autor Pieśni Maldorora.
Patrzaj, jak to się książę pan obrócił.
Nie bez powodu. Stąpamy po grobach. Groza idzie przed nami, groza podąża za nami. Pod stopami groby, groby, groby… Nad nami – noc. To cytat z Borowskiego – i nie bez powodu.
Nad nami – noc. W obliczu gwiazd
ogłuchłych od bitewnych krzyków,
jakiż zwycięzców przyszły czas
i nas odpomni – niewolników.
Oczywiście żaden czas, według Borowskiego. I żadni zwycięzcy. Co będzie po tamtych do zebrania zatem? Co od nas tamci dostaną, jakie spostrzeżenia, jakie zamknięcia oczu ?
Zostanie po nas złom żelazny
i głuchy, drwiący śmiech pokoleń.
I teraz dopiero zjawia się Królikowski. „Zimowa mimikra”. Nakładająca się na siebie zbitka. Z tamtej: wywózki, złom, rampy, czarna, przemiał, śmierci. Z tej: wózki, złomiarze, śmietnikowe, zima, białych prześcieradeł, śmieci. …żeby mimikra śmieci w śmierci nie zostawiła przykrych śladów kojarzonych z torami do dawnych obozów, choćby miały to być ślady po sankach, po wózkach dwukółkach, ale jednak z grubsza, dla zdrowia, zasypane wapnem, jak się bieli sady. Sady nie bielone są zimą czarne. Co robi Królikowski?
I to się znów źle kojarzy, jeśli w głowie jest pamięć
o lekturze, w której zostanie po nas tylko złom żelazny,
i głuchy drwiący chrzęst pokoleń. Chrzęst pokoleń.
Chrzęst!
Nie „śmiech”, a „chrzęst”. Świat przeobraża się od grozy do banału, który też potrafi grozą być – ale indywidualną, bo pojedynczą. Masowe groby wapnem, a pojedyncza, odosobniona śmierć – śmierć prawdziwego, jedynie prawdziwego współczesnego hipstera toczącego wózek brzęczącego złomu, z którego idzie blaszany chrzęst puszek, staje się banalna – taka indywidualna groza. Cudowny slow motion wiersza. I jeszcze zza rogu wyjrzy Coś Johna Carpentera – niezidentyfikowany do końca drapieżca – twór narzuconej nam wyobraźni. Królikowski oswaja grozę. Ach, jeszcze doda skórzany neseser z papierami klientów, trupa psa w kocu do bagażnika, ojca z grabarzami. A to wszystko:
…kilogramy kości odjętych od ciała trafią do rzek,
studzienek ściekowych, na wysypiska, a wrażliwi złomiarze
będą te szczątki w modlitwie odmawiać, sortować, szatkować.
To wszystko z jednego raptem wiersza. Wcale nie najistotniejszego w tym zbiorze, wcale nie najbardziej stanowiącego, wcale nie… Nie, piękna nie umiem określić, ono jest szczególnego rodzaju, oferuje metafory jak mosty łączące tych z tamtymi, pomijając czas, może uniwersalizując go …bo wiem przecież, że każdy coś prędzej czy później będzie taszczyć przed lub tuż za sobą. Jest jak lejek. Ja – czytelnik krążę po krawędzi i dopóki po krawędzi, jest dobrze. Wczytuję się, oceniam, porównuję. Potem chwila zapomnienia, nieostrożny ruch wyobraźni i zsuwam się – teraz krążę po skośnej, zagiętej płaszczyźnie, kreślę coraz ciaśniejsze spirale, ku wylotowi, a tam… zasypane wapnem, jak się bieli sady. Wszystkie i wszyscy w nich.
Odbiór wierszy jest zawsze niesłychanie subiektywny. Krążę po „Opowieści dwunastopiętrowej” od piętra, do piętra, wychodzę, przechadzam się wokół bloku, wracam. „Zębowa wróżka”.
jednemu da pieniądze, drugiemu mądrą żonę,
trzeciemu klucze do swojej kawalerki
i kształt, który powinien przybrać.
Kształt anioła – przechodni, dziedziczony, pozostający, obecny. Umiera pewna staruszka, po tygodniach z linoleum ktoś zbiera to, co pozostało. Nie wszystko, bo pozostaje cień, wtopiony w podłogę – plama przypominająca anioła. Sanitariusz wspomina anioła, jakiego jego córka robi w śniegu. Zaś podmiot, liryczne ja:
Rano budzę się z rozrzuconymi jak do lotu ramionami
Jest tak z wiersza na wiersz, z piętra na piętro. Właściwości przechodzą z osoby na osobę, wtapiają się w kolejną i coraz bardziej odnosi się wrażenie, że to właśnie o właściwościach ta poezja. Jest takie niemieckie słowo: Geheimnisträger – ten, który niesie tajemnicę. Tajemnica przechodzi z osoby na osobę, każda z nich ją przetwarza, ona robi się nieco inna, po pokoleniach dokonuje pewnego samoobjaśnienia i można ją opisać. Tego właśnie dokonuje poezja Królikowskiego: podejmuje próbę oswojenia i opisania grozy i choć doskonale wie, że do końca ani oswoić ani opisać jej się nie da, uparcie drąży. Szuka metafory – klucza, najwłaściwszej do opisania świata.
…wydostać się z tego getta
aptek, które czasem uśmierzają ból, lecz nigdy samotność.
Sam poeta to podpowiada – niezbędność wynikającej z poezji magii, krążącej wśród nas, od osoby do osoby. „Noc na Uranowie”. Tak się sam nad sobą poeta zadumał. Chociaż żywy był, to już jakby umarł. Poderwał się, upadł i wsadził twarz w dłonie. Prąd znów krążył w bloku i zamknął się obieg. Manierystyczne – przyznaję. Edgar Allan Poe – ale właśnie pod prąd Poego.
Niekiedy jest to niesłychana zwięzłość. Tym bardziej poruszająca, że te wiersze – tutaj opowieści przecież, o kimś, kto odszedł, opuścił, o getcie, o bloku dwunastopiętrowym, o uwalnianiu pamięci (przejmujący „Ludzie dobrej Woli”) – że te wiersze z założenia muszą zawierać więcej słów już choćby po to, aby zagadać własne drżenie rąk, własne zaciśnięte zęby, własne stopy wryte w podłogę. „Ostatni dom po Pawiej”.
…odwieczny cień trwogi.
Znamy go na pamięć,
karetka na sygnale,
sam sygnał karetki.
Gyorgy Ligeti skomponował Requiem, w którego końcowych, odchodzących przez kilka minut frazach muzycznych, jedynym dźwiękiem jest tworzony przez smyczki sygnał karetki, coraz odleglejszy. Poecie wystarczyły dwie linijki.
Z tego samego wiersza obrona pamięci, przywołane jeszcze raz poczucie konieczności zachowania, przechowania.
Sczerniałe studnie podwórek dokładniej
zagruntowano nowym, lepszym niebem.
Żaden cień nie wyjdzie spod ciężkich nawarstwień,
pęknięć na murach, śladów po odpryskach.
…
Już można się nie bać, można wyjść zza szafy.
Fraza o sygnale karetki ten wiersz zamyka. Sygnał nie daje zapomnieć.
Marcin Królikowski jest w swojej twórczości kontynuatorem. Poprzedzany przez wielu, sam wielu poprzedza. Być może za kilkadziesiąt lat, ktoś pisząc o kolejnym poecie – kontynuatorze, przywoła któryś z jego wierszy, tak jak ja przywołam dwie zwrotki Icyka Mangera – jednego z jego poprzedników.
Cmentarna cisza wokół mnie powstała,
Wielka i groźna. Cyprysy nade mną
Dni strzegą, które w noc odeszły ciemną,
Cyprysy nieme, surowe jak skała.
…
Drodzy, świetliści, wspomnieniom rówieśni
Nikną w pamięci. Ty ich wstrzymaj, pieśni,
Dla lat późniejszych, co nadejdą jeszcze.
Dla dni, co wstaną z zielenią wesołą,
Z modrą jaskółką i ze złotą pszczołą,
I ćwierkającym wśród pszenicy świerszczem.
Bo Królikowski jest tego wart – przywołania, także po latach, bo nie jest to poezja jednego sezonu. Zbyt ważkie treści w sobie niesie i robi to z siłą poezji władnej dotknąć jądra każdego z nas, jądro oswoić i rozświetlić. To ważna poezja. Jeszcze jedno: przyjmując, że chronologia powstawania grała rolę w układzie tomiku, utwory, ze strony na stronę, stają się coraz lepsze. Niejednego Marcin Królikowski mnie nauczył, już choćby tego, że Izydor Ducasse (dawniej książę de Lautréamont – piewca zła) ma rację pisząc z pozoru przewrotnie: Nieszczęście przysparza przyjaciół. Przysparza.
Alski
Jeszcze słówko o grafice. Przypuszczam, że nawiązania są celowe, bo tak rozumiane stanowią plastyczne uzupełnienie poezji, pełnej przecież czasowych związków i aluzji. Okładka to dla mnie William Blake, ale z kilku dzieł, również z tego, na którym Szatan zwołuje swe zastępy. Wielokrotnie powtarzające się nawiązania do Goyi. Francis Bacon i Edvard Munch. Szkice Jacopa Pontormo. Walczący olbrzymi Salvadora Dali. Pieta Rondanini Michała Anioła. Ach, Alfred Kubin. I jeszcze Odilon Redon. Nie są to wszystkie analogie, o nie. Wiele z tych skojarzeń jest zapewne moimi własnymi, ale to dowód na to, że i w tej sferze tomik daje więcej niż obiecuje. Dla Joanny Michalskiej – gratulacje. Potrafi obudzić wyobraźnię widza w rzadko spotykanym stopniu. Jej plastyka empatycznie współgra z poezją Królikowskiego i nie to, że ją uzupełnia. Spojrzenie na grafikę pogłębia przesłanie odczytywanych strof, czytane wiersze nadają grafice głębszą wymowę. Dziękuję za całość – obojgu.