Za dużo miłości – czwarty – Azay-le-Rideau
„Za dużo miłości” jest powieścią kiczowatą i nie sposób od takiej oceny uciec – kiedyś zdejmę z niej ten cukier. Powinno go wystarczyć na dziesięć następnych powieści. Ale – nawet jeśli czytając ją dzisiaj odczuwam niekiedy zawstydzenie – jest powieścią, która przynajmniej próbuje oddać to coś niezwykłego, co połączyło bohaterkę i bohatera. Dlatego, w moim odczuciu, jest powieścią ładną, nawet jeśli kiczowatą. Bo co może zrobić osoba, która zakocha się aż tak? Może napisać powieść o aż takiej miłości – i ta powieść z pewnością będzie kiczowata. Nawet dla niego – po wielu latach. Azay-le-Rideau istnieje naprawdę i naprawdę istnieje mostek, z którego Natalia i Krzysztof patrzą na zamek. To ten mostek – na fotografii. Teraz już fragment.
Azay–le–Rideau ukazał się w perspektywie alei. Niemal ażurowa klatka schodowa, frontowe okna niczym zebrane w kolumny powierzchnie pełne światła, górą biegnące ozdobne zwieńczenia, dachy o proporcjach wręcz idealnych. – Chodź naokoło – powiedział. Okrążali fosę od lewej, Natalia przystanęła przy lustrze wody, popatrzyła na zameczek, potem na jego odbicie w zielonkawej wodzie, delikatnie marszczone powiewami wiatru. – Uff – westchnęła – za dużo tego piękna, a to dopiero pierwszy dzień. Aż chciałabym wskoczyć do wody i ten zwiedzić – pokazała na odbicie. – To skacz – powiedział. – Skacz freteczko, potem cię wyłowię. Zrobiła ruch, jakby chciała wskoczyć. Stał nieporuszony. Roześmiał się, uderzony myślą o Natalii – fretce na emblematach zamkowych. Odwróciła się. – Ze mnie? – Nie, kochanie – wyciągnął do niej ręce. – Pomyślałem, że powinienem sobie emblemat herbowy wyrysować. Z fretką. Chodź do środka, potem jeszcze przyjdziemy do parku. Wrócili do frontowych schodów. – Tutaj, popatrz – powiedział, już wewnątrz – emblematy Franciszka Pierwszego i Claude de France, salamandra i gronostaj. Pomyślałem sobie, że w moim mogłaby być fretka. – One są niemal wszędzie – zauważyła Natalia – Tak – dodał Krzysztof – i jeszcze rozmaite wariacje na temat. A tak w ogóle, to tutaj jest jakoś ciasno. – Krzyś – Natalia popatrzyła z uwagą – ty go nie lubisz. Nie lubisz Azay-le-Rideau, perełki w dolinie. Dlaczego, kochanie? – uśmiechnięta zajrzała mu w oczy. – Bardzo jestem ciekawa.
– Lesbahy – powiedział. Stali na mostku nad kanałem, na prawo od zamku, Natalia oparta o balustradę patrząca na odbicie w wodzie, on odwrócony tyłem, obejmując ją ręką opartą łokciem o balustradę, ręką wędrującą wśród uroków Natalii, coraz wyżej. – Przestań – powiedziała. – Albo nie. Przestał na chwilę. – Nooo – mruknęła. – Lesbahy – powtórzył – ta baba. Franciszek przepędził jej męża, a potem i ją. Z zamku też. Minister… zamilkł. Natalia wygięła się wężowym ruchem i jego ręka powędrowała trochę wyżej. Natalia wygięła się jeszcze raz. – Pół biedy złodziej, ale że bez wyobraźni, z kobietą nasączoną ambicją jak gąbka… Mieszczuch. – Mmm – zamruczała – sama nie wiem, o co cię poprosić. La continuation – obróciła się – ou l’explication.[1] – Chodź tu – przyciągnął ją do siebie. Opierała się teraz łokciami o jego ramiona, oddalona o centymetry. – Wiesz jaki on jest? – zapytał. – On ci buty wyliże żebyś tylko powiedziała, że jest najśliczniejszy. Przymilny i lepki, klejący się od swojej elegancji i smaku. Obrzydliwie mieszczański, popatrz – przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej. – Ta ściana od fosy aż się prosi o więcej szkła, więcej okien. – Szsz – powiedziała Natalia. – Nie mogę oddychać, ale słucham Krzyś, słucham. Okropny jesteś. – To by się odbijało w nieskończoność – powiedział. – O krok, ale dla niego niemożliwy do wykonania. – Ale on jest śliczny – powiedziała Natalia tuż przy jego twarzy. – Śliczny i elegancki. – Pewnie – powiedział. – Pewnie, że jest. Ale Chenonceau gwiżdże na twoją opinię, on po prostu wie, że jest piękny. Nie obchodzi go, co o nim myślisz. On jest – jak osoba, jak ty – spojrzał w oczy odległe zaledwie o włos. – Czy ciebie obchodzi, jaka jesteś? – Pewnie! – Natalia zamilkła. – Krzyś – powiedziała po chwili – pewnie, że chcę ci się podobać, ale ja wiem po prostu. – Aha – powiedział. – Ty wiesz, a ten tutaj co chwila pyta: ładna jestem? Arogancja, brakuje mu arogancji. Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz. Jestem piękna i wiem, że jestem piękna, nie muszę się podobać, bo wiem, że się podobam. Coś zaczęło mu kiełkować w głowie. Natalia pchnęła go jakby chcąc, żeby wpadł do fosy, przeszła na środek mostka, zatańczyła kilka kroków menueta. – Arogant – powiedziała. – No, czekam.
[1] Kontynuacja … lub wyjaśnienie. (franc.)
Alski