Walor nocy
Nocą widzi się lepiej. Światło dnia absorbuje nas nadmiarem szczegółów, nieistotnych dla obrotów jądra – mimośrodu, ukrytego głęboko w każdym z nas. Pociągany nimi to w tę, to w tamtą stronę, mimośród gubi harmonię ruchu, zaczyna obracać się w wielu płaszczyznach, chaotycznie sięgając to tej, to tamtej. Ta krzywda? Ten uśmiech? To złe słowo? Gubimy się w ocenach – pozostającymi przecież zawsze subiektywnymi, ale to akurat jest bez specjalnego znaczenia. Dla nas są to oceny obiektywne, dla naszego jądra – mimośrodu. Bo są wyrazem naszego obiektywizmu dla nas samych. Jądro nie zna innych ocen, każda z nich jest tak samo prawdziwa i każda z nich może napędzić mimośród – centrum naszego ruchu, do obrotu. Takiego, czy innego. Subiektywizm pojawia się dopiero wtedy, kiedy ruch nas samych dotyka ruchów innych: niektóre gładzi, gestem delikatnym i subtelnym, niektóre uderza, niektóre zapędza w poniżenie. Zaś ruchy innych ja dotykają nas – nie zawsze tak, jak oczekujemy. Subiektywizm wówczas staje się nietrafnością, minięciem się z harmonią, popadnięciem w dygotanie i chaos, staje się zagubieniem relacji.
Dla jądra jest to katastrofa – jest to upadek naszego obiektywnego jądra – prawdy nas samych – w pomieszanie wspomnień, namysłów i celów. Widzimy wspomnienia nie te, dokonujemy namysłów nie takich, obieramy cele niewłaściwe, czasami zgubne. Popadamy w chaos i niekiedy, nie mogąc się od niego uwolnić jedyną drogę ucieczki od przerastającego nas bólu dostrzegamy w żyletce, albo pętli na szyi. Jest to rozwiązanie dla naszego jądra – naszej prawdy – na pozór słuszne i prawdziwe, bowiem potrafi ono przecież zatrzymać chaos, pędzący, wirujący wokół nas, potrafi nasze jądro unieruchomić w danym momencie czasu z domyślną nadzieją, że kiedy nasz mimośród znowu ruszy, będzie to mniej niż dotąd bolesne. Nie będzie, bo nie będzie żadnego następnego razu, żadnego następnego znowu. Sukces, osiągnięty w ten sposób, będzie sukcesem połowicznym, a nawet o tym wiedzieć już nie będziemy.
Dlatego potrzebna jest noc, bo noc pozwala zobaczyć najważniejsze demony i najważniejsze anioły, pozwala ujrzeć krwistą czerwień płonącego stosu i błękitne światło gwiazd, uwolnione od bezładu tła. Noc ukryje tło w mroku zostawiając to, co najważniejsze. Obijając się w świetle dnia o tysiące zdarzeń, nocą dotykamy najważniejszych.
Stoję nocą na balkonie i powoli dociera do mnie, że nie ugładzę tłuczonego szkła – pozostanę z rozoranymi rękami i krwią, która, ściekając na szkło, nadawać mu będzie fałszywą barwę i fałszywy kontur. Że nie znam takiego zaklęcia, które wyciśnie już nawet nie łzę – wyciśnie cokolwiek z tego akurat kamienia. Że dary niesione przez znojnych niewolników: moje ręce, moje myśli, moje dni i noce poświęcone tropieniu darów, zdobywaniu ich i składaniu przed tym kimś, dla kogo były aż tak bardzo przeznaczone, nie tylko zostały zlekceważone – zostały sponiewierane. Kwestia wyboru, ale to głębia nocy ukrywająca chaos, jaki znowu zjawi się w świetle dnia, ta głębia nocy która teraz wydobywa najważniejsze relacje ja – świat, pozwala mi dostrzec samego siebie i na moment zatrzymać mimośród, a przynajmniej zwolnić jego obroty i dać jądru chwilę wytchnienia. Teraz już bez pętli, zatrzymującej wszystko na zawsze. Jądro – moje prawdziwe ja – już wie i mimośród za chwilę ruszy. Wielkie emocje powodują, że latamy wysoko. Jeśli bardzo wysoko, to trafiamy do świata, w którym są tylko skały i nie ma powietrza.
Alski
4 COMMENTS
Pięknie pokazany fenomen czołowego zderzenia z dnem rozpaczy, które może skutkować tylko odrodzeniem. Odrodzeniem w uszlachetnionej formie.
Obyś miała rację. Natomiast starałem się zawrzeć w tym tekście coś jeszcze. Wewnętrzne piękno dramatu, w którym człowiek przeżywając koszmar (dla niego bezgraniczny) podejmuje decyzję o jego przerwaniu i ocierając się o ostateczność wstaje. Przecież z tym samym głazem w piersi, ale jednak inny. Z wiedzą, że miłości może być za dużo. Jest taka powieść… Kończy się takim oto zdaniem (znam je na pamięć): „Właściwie wszyscy są dobrzy, tylko czasami mówią coś innego”. W zasadzie napisałem to samo, co Ty.
„O vere, beata Nox…”
„Flammas eius lucifer…”