Zło, a inne zło
Jest to fragment pewnej powieści (Za dużo miłości). Pisząc ją, starałem się opisać niektóre potwory, jakie – nieuświadomione – mogą tkwić w jaźni każdej i każdego z nas. Nie opisałem, czy istnieje sposób, aby trzymać je w klatce – wówczas jeszcze tego nie wiedziałem. Teraz wiem. Bohaterowie innej powieści (Trzecie oko) dochodzą do prawdy o tym sposobie, próbując dociec, jak egzystuje pewna, wypowiedziana dawno temu, fraza (Tylko to, co wychodzi z człowieka, to jest to, co go plami) w naszej jaźni. Ludzie nie są ani dobrzy, ani źli – są przypadkowi. Przypadki tworzymy w sobie nawzajem, najczęściej bez uświadomienia sobie ich, niekiedy złowieszczej, roli. Powinno być inaczej i dopiero teraz to wiem, nawet jeśli wówczas napisałem. Ten fragment ujmuje w sposób syntetyczny to, co wyłożone, zajęłoby znacznie więcej miejsca i zapewne pozbawione byłoby pewnej szczególnej emocji jaka jest w nim zawarta. Bohater mówi o pewnym obrazie, poniżej link do niego i następnie tekst właściwy.
http://www.zeno.org/Kunstwerke/B/Tintoretto,+Jacopo%3A+Kampf+des+Erzengels+Michael+mit+dem+Satan
„Jest nieprawdopodobny. Do dzisiaj nie wiem, w jakim jest kolorze, czasami wydaje mi się błekitny, czasami różowy. Pozostaje niezrozumiały, nieczytelny, albo może odwrotnie – nazbyt czytelny, a że budzi lęk tym, co można z niego odczytać, bronimy się przed nim, odpychając w niezrozumienie jego przesłanie. Można go oczywiście odczytywać wprost, ale co wtedy zrobić z szatanem? Co zrobić z szatanem który cierpi? Szatanem pełnym rezygnacji. Tintoretto namalował go późno, prawie pod koniec życia. Popatrzył na długie, szczupłe nogi Natalii, płaskie balerinki na stopach i coś na kształt skrawka spódniczki u góry. – Jest zatrzymany – powiedział – jak kadr z filmu. Wszystko tu jest w ruchu, wszystko jest płynne, cały obraz sprawia wrażenie wiru pełnego postaci zawieszonego w jakiejś nieprawdopodobnej głębi, sprawia wrażenie dziejącego się w wodzie, w głębinach oceanicznych może… Oczywiście manieryzm tak nakazywał, ale trzeba było mieć niezwykły talent i charakter. Hocke… zamyślił się. – Nie czytałaś Hockego? – Natalia pokręciła głową. – Opowiem ci. Hocke powiada że manieryzm jest jak halucynacja po gorączce: kiedy gorączka już opada, wtedy zjawia się Tintoretto. Manieryzm, każdy manieryzm, bo on się powtarzał wielokrotnie, przychodzi zawsze u schyłku epoki na szczycie wyrazistej i twórczej. Jest jak szaleństwo jesieni która wie, że niewiele jej czasu zostało. Chyba najpiękniejszą porenesansową halucynacją, bo stamtąd wzięło się pojęcie manieryzmu, jest „Pieta Rondanini” Michała Anioła. Nieważne, że nie jest skończona, może tym więcej tragizmu, tym więcej rozpaczy w sobie niesie. W odwróconym powtórzeniu ugięcia kolan martwego Chrystusa w figurze Matki Boskiej jest niesłychane cierpienie. Ona jest martwa podtrzymując swoje zamęczone dziecko. Jest w tej rzeźbie pozazmysłowe wręcz nawiązanie do wszystkich Madonn z Dzieciątkiem, jeszcze szczęśłiwych. Ale Tintoretto… To ty powiedziałaś, że jest ci żal szatana. W nim nie ma żadnej winy – powiedział gwałtownie, może trochę za głośno. Natalia pociągnęła go ku sobie, dotknęła ręką jego ust. – Nie ma żadnej winy w kimś, komu została przypisana rola w metafizyce świata, w kosmosie zmagań dobra z dobrem i jeszcze innym dobrem, rola, której ani on chciał, ani ją sobie wybrał. Rola tak naprawdę nadana, bo ktoś po prostu musiał być szatanem. Tak – powiedział szyderczo. – Upadły, a przedtem pełen pychy anioł, upadły, bo przecież trzeba było utrącić pychę, jakby ona nie od Boga pochodziła, jakby on sobie tę pychę wymyślił albo przywiózł z jakiejś wycieczki do innego świata z innym bogiem – z małej litery na wszelki wypadek. Bóg powiedział: będziesz zły – to był. Popatrz Natalia: on się nawet nie broni. Przecież dlatego tu jesteśmy, że to zobaczyłaś, że to powiedziałaś. Nalala – odwrócił ją ku sobie. – Dlatego to, co ktoś mówi stojąc naprzeciwko jakiegoś obrazu jest aż tak ważne. Zło? Oczywiście, istnieje zmyślne zło. Zło doskonale przygotowane do zadawania cierpienia, do czerpania przyjemności, do transgresji wynikającej z zadawania cierpienia, ale to zło jest poza Bogiem, ono jest innym bogiem odmiennego aspektu naszego świata, zazwyczaj obcego nam wszystkim, zwykłym ludziom pragnącym po prostu przeżyć. Ono nawet z naszym Bogiem nie konkuruje, ono niekiedy wchodzi z nim w relacje, ponieważ te światy zachodzą na siebie tak, jak obracające się z wolna gigantyczne żarna na mimośrodzie, skłaniające się to ku takiemu kosmosowi, to ku innemu, od czasu do czasu ocierając się o siebie, ścierając niekiedy tysiące istnień między sobą. Można dopuścić, że istnieją światy, w których ludzie pożerają się dla czystej przyjemności, że istnieją światy, w których ludzie dają się pożreć dla szczęścia innych, że istnieją światy, w których cierpienie pożeranych kreuje ekstazy. Można sobie każdy, dowolny świat wyobrazić. Ale tu, między nami, na tej ziemi – zło jest najczęściej niezawinionym przypadkiem, gdzie próżno szukać winnego, cierpią wszyscy, a szatan nawet nie umie się bronić. Zabijcie mnie, mówi szatan u Tintoretta, i niech się ten koszmar skończy. To nie ja, ja tylko próbowałem ratować co się da, jak się Szefowi koncepcja nie sprawdziła. Dajmy sobie spokój, umrę za chwilę i co najmniej jedna osoba będzie cierpieć mniej. Tylko co ten archanioł swojemu Szefowi powie, jak mnie już przybije tym zaostrzonym kijem do dna świata. Poprosi o drugi zestaw? Być może Szef da mu zasiłek dla bezrobotnych, a on pójdzie kraść, bo z zasiłku wyżyć się nie da i za chwilę wyląduje tu gdzie ja. A Szef wyśle następnego goryla żeby jego zatłuc.”
Fragment pochodzi z powieści „Za dużo miłości”.
14 COMMENTS
Zakazana planeta. Ale to nie moja analogia
I gdzie się ten komparatysta Andrzej T ukrywa?
Jestem,jestem.
Wybacz mu
Poproszę kuzyna Roberta. Może się udzieli.
Wywołany, a raczej skuszony do wypowiedzi niezwykłym odnośnikiem kinematograficznym, na początek małe objaśnienie dla niewtajemniczonych: Film „Zakazana Planeta”, olbrzymie osiągnięcie ekranizacyjne z gatunku sci-fi powstał w czasach, gdy triumfy w Stanach Zjednoczonych święciła psychoanaliza. I niekwestionowanym elementem jego sukcesu był oryginalny scenariusz, w którym….potęga ludzkiej podświadomości przyjmowała rzeczywistą formę zła.
W przytoczonym fragmencie powieści „Za dużo miłości”, autor konstatuje: „istnieje zło doskonale przygotowane do zadawania cierpienia, do czerpania przyjemności, do transgresji wynikającej z zadawania cierpienia, ale to zło jest poza Bogiem”. W innym miejscu i w innej formie, cytuje fragment z Ewangelii Św. Marka: „Tylko to, co wychodzi z człowieka, to jest to, co go plami”.
Analogia do „Zakazanej Planety” jest równie celna (: zło tworzy się odpowiedzi na to, co już mieszka w umyśle człowieka) co zaskakująca (: kto ekshumował zapomniane kino sprzed ponad sześćdziesięciu lat ?)
Omawiane spostrzeżenia i refleksje są na tyle celne i ważkie, że nie dziwi fakt, iż były przedmiotem niejednych rozważań autora. Esej „Czwarty Król”, publikowany gdzie indziej, traktujący o tym samym, opatrzyłbym podtytułem: A report of the structure of evil.
Że pozwolę sobie na parafrazę.
Jeszcze jest „Solaris” Stanisława Lema. Najbardziej upragnione dary – a niosące grozę. Ale to już jutro. Dzięki, kuzynie.
W filmie Zakazana planeta ludzie są ludźmi. Robot powiela flaszki z whisky i astronauci piją pokątnie.
Ale na gruzach wysoko rozwiniętej cywilizacji,która stworzyła maszynę do spełnienia życzeń. Zapominając o Id-kulturowy cukier puder został zdmuchnięty w jeden dzień. Maszyna,w myśl podświadomych życzeń.-zabiła wszystkich.
Panie Robercie. W leksykonie kina s-f przedstawiono film jako kosmiczną wersję Burzy Szekspira. Stąd proszek Ariel bawi nazwą.
Ciekawostki z filmem. To producent wymóg,by pokazać Potwora,co obniżyło poziom. Bo najbardziej boimy się tego,czego nie widać.
A dowódcą statku kosmicznego był aktor Leslie Nielsen.. Który od filmu Czy leci z nami pilot poleciał ?
Anagramem jest Argamedon-spolszczając? Wybaczcie sobie.
A dlaczego: wybaczcie sobie? Każdy ma takie nazwisko, na jakie sobie zasłużył. Może wkleję jeden z lubianych fragmentów.
Dopiero teraz pojąłem niejednoznaczność 🙂 Coś w tym jest. Ja już.
Z potworem najbardziej dreszczowym rozwiązaniem było to, z filmu „Coś”. Prosty koncept, a groza wkuwa w fotel. U Lema życzenia spełniała cała planeta – te najbardziej ukryte. I też skończyło się kiepsko. Że zacytuję z pamięci: Nie minął czas okrutnych cudów. Im głębiej w intelekt, tym gorzej.
Coś bardzo lubię. Jest prequel,ale taki sobie..
Wydaje się mi,że Lem pisząc Solaris zainspirował się opowiadaniem Samotna planeta. Amerykański autor.
A George Romero? Specjalista od zoombie.. Klasyka.. Noc żywych trupów -dwa razy zrobione,Świt żywych trupów -akcja w hipermarkecie,co ma znaczenie symboliczne.
Ale w międzyczasie film Martin. Wg mnie jego najlepszy film.