Ogromna piłka, bardzo kolorowa
Oślepiają cię miliardy srebrzystych eksplozji na granatowej, nieprzewidywalnej powierzchni morza. Kolor piasku wzrusza, parzy stopy, niepokoi. To kolor – mówisz. Płaczesz w euforii. Wiatr od wody przynosi smak łez – twoich? – innych? – tych samych? Jesteś łzą, słońcem, wszystkimi gwiazdami i każdym ziarnkiem piasku, jesteś. Krzyczysz, a potem śpiewasz nieskończenie przekonany i szczęśliwy. Jeszcze nie wiesz że to początek. Jeszcze wszystko przed tobą.
Spotykasz piłkę, ogromną i bardzo kolorową. Patrzysz zachwycony, czas staje w miejscu, a przed tobą mienią się łuki tęczy zwinięte w kulę. Dotykasz piłki. Podrzucasz piłkę, a ona leci ku górze i leci, obraca się kolorami jak nadzwyczajny ptak ze świata który śnił ci się dawno temu. Zapomniałeś ten sen i inne sny też zapomniałeś. Masz je teraz wszystkie nad sobą, szybujące z wolna ku tobie, w twoje wyciągnięte ręce. Przytulasz piłkę, toczysz ją i toczysz się z nią, obracasz się wokół, ponad i pomiędzy, a tęczowe łuki dotykają cię, otulają i otwierają przed tobą. Czy jest więcej szczęścia niż nieskończenie wiele szczęścia? Tak.
Piasek szarzeje, nadchodzą wały chmur, a kruszące się ołowiane fale wytaczają pianę na brzeg, nawet nie wściekłą. Taką właśnie pianę i przypominasz sobie wtedy skąd przybyłeś i dokąd pójdziesz. To koniec lata. Trzymasz przed sobą tęczę zwiniętą w kulę, a naokoło pada deszcz.
Wnosisz ukradkiem do domu ogromną kolorową piłkę, trochę zawstydzony, bo przecież sąsiedzi, dyrektor banku, pułkownik z naprzeciwka – co oni sobie pomyślą. Dorosły człowiek, stanowisko, a taki… brak odpowiedzialności, być może nawet gorzej – anarchizm. Rumienisz się nie wiadomo czemu i wpychasz piłkę do szafy. Rano zza koszuli w prążki wychyla się ku tobie świetlista kula i stajesz się nagle nieswój. Podnosisz słuchawkę telefonu, mówisz awaria samochodu, dwadzieścia minut, oczywiście, dla klienta kawa i pączki,proszę panno iks i dziękuję. Bierzesz papier, taśmę, nożyczki. Czekasz. Chyłkiem przekradasz się do piwnicy. Wychodząc tłuczesz żarówkę.Po trzech dniach i butelce beaujolais na palcach schodzisz tam znowu. O drugiej w nocy. Oczywiście kartony toczą się ze złowieszczym łoskotem przez nieskończony moment, bo stłukłeś żarówkę, ale żadne drzwi nie otwierają się i umykasz jakoś tam szczęśliwy. Ogromną kolorową piłkę wpychasz pod łóżko. Nie zdejmujesz papieru, ale oddzierasz kawałek i patrzysz przez chwilę, smutną i piękną. Płaczesz. Po raz drugi, a pierwszy raz w tym życiu.
Wtulasz się którejś nocy w kolorowe meandry i śnisz sen, śnisz znowu wszystkie sny jakie ci się kiedykolwiek śniły i te które nie śniły ci się nigdy i te które śniły się innym, i dawniej, i te jeszcze nie wyśnione. Rano jesteś trochę roztargniony, ale dostrzegasz zbolałą twarz sekretarki, zbolałą sekretarkę, zwalniasz ją do dentysty.Dam sobie radę bez pani, panno Agnieszko, mówisz i uśmiechasz się. Dzwonisz do mamy na drugi koniec kontynentu. Wszystkiego najlepszego mamo, mówisz, i dziękuję ci, przecież sama wiesz za co.Jestem – dzięki tobie. Tak wiem, to było przedwczoraj, zbyt wiele pracy, urlop, do ciebie, tak. Przypominasz sobie, głosy są inne, twarze są inne, wspomnienia są inne choć te same. Dzwonisz jeszcze raz, do kwiaciarni, i potem jeszcze raz, do kwiaciarni, mówisz nie, znajdę czas wybiorę sam.
Wracasz do domu wieczorem zmęczony i zakurzony całym dniem. Patrzysz długo w puste miejsce. Zamykasz oczy i widzisz ogromną piłkę, bardzo kolorową. Tak.
Postscriptum: Jest to bardzo dawny tekst, ale kilka osób go lubi i być może będzie im miło.